W siódmym roku epoki Showa (1932) mijało pięćdziesiąt lat od czasu utworzenia Kodokanu. Lecz w rzeczywistości jubileusz obchodzono w listopadzie 1934 roku. Z okazji tego jubileuszu Jigoro Kano złożył hołd duszom swoich trzech nauczycieli: Hachinosuke Fukuda, Masatomo Iso i Tsunetoshi likubo.
Uczciwszy zmarłych, Kano wygłosił do członków Kodokanu przemówienie, W którym między innymi powiedział:

„Kodokan powstał w piętnastym roku Meiji (1882) w Kita-Inari-cho, dzielnicy Shitaya. Od tamtego czasu przeprowadzaliśmy się kilka razy. Nazwa ju-jutsu została zamieniona na judo. Z całą pewnością, to czego obecnie nauczamy, dalekie jest od dawnego ju-jutsu. Judo miało wiele słabych stron, które należało ulepszyć. Stronę techniczną j udo doprowadzono do perfekcji do roku 1887. Strona filozoficzna rozwija się i doskonali znacznie wolniej. Obecne teorie przyjęto w związku z utworzeniem Towarzystwa Kulturalnego Kodokan w 1922 roku. Można więc uznać, że rok 1922 kończy prace związane z filozofią judo.”

Jednak aż do 1884 roku społeczeństwo nie widziało wystarczająco wyraźnej różnicy między judo a ju-jutsu. Idea, Judo właściwie znana była wówczas tylko samemu Kano. Uprawiającym ju-jutsu oraz uczniom Kano trudno było pojąć istotę judo, tak jak ją pojmował Kano.
„Nihonden Kodokan Judo”
Mistrzowie ju-jutsu spoglądali na to z zazdrością, zwłaszcza że Kano był absolwentem uniwersytetu, a wielu – jeżeli nie większość – jego uczniów to synowie ludzi zamożnych i wpływowych. Spora grupa zarówno nauczycieli jak i uczniów szkół ju-jutsu zaczynała ćwiczyć judo. Pozostałe sale ćwiczeń ju-jutsu pustoszały. Wszystko to doprowadziło do tak zwanego dojo-yaburi.

Trzech mężczyzn szło ciężkim krokiem. Wyglądali krzepko, a ich spojrzęnia pozwalały odgadnąć, że najprawdopodobniej ćwiczą ju-jutsu.
Dzięki racjonalnemu treningowi judoka obecnie nie są fizycznie zdeformowani, jak to bywało z ćwiczącymi ju-jutsu. Prawdą jest, że posiadali mocne barki i biodra. Wyglądali, jakby byli zdeformowani, ponieważ mieli krótkie szyje oraz przerost mięśni obręczy barkowej. Było to bardzo nieestetyczne.
Hipertrofia ta sprawiała wrażenie, jakby zamiast mózgu używali bicepsów.
Żmudny trening ju-jutsu powodował, że ciała ich stawały się niezgrabne.
Już na pierwszy rzut oka Tsunejiro Tomita rozpoznał w nich trzech mistrzów ju-jutsu.

Jeden z nich odezwał się:
– Przyszliśmy, aby popatrzeć na wasz trening. Nazywam się Ctaihachi Ichikawa, a moi przyjaciele to MatsugoroOkudai Morikichi Otake. Czy jest pan Kano? – Ichikawa spojrzał ukradkiem w kierunku podwyższenia przeznaczonego dla mistrza.
– Nasz mistrz jest nieobecny odpowiedział Tsunejiro. – Co do treningu, to nie mamy zajęcia z dziećmi, a to nie jest dla was zbyt interesujące.
-A to ciekawe, czyżby absolwent uniwersytetu trenował osobno dzieci i dorosłych? Co o tym myślicie? – rzekł Ichikawa ironicznie, ostatnie zdanie adresując do swoich kompanów.

Czy było to wyzwanie, czy rzeczywiście chcieli obejrzeć ćwiczenia?

Z jego tonu można było wywnioskować, że nie pojawili się tutaj tylko w roli widzów, Chcieli się bowiem zmierzyć z uczniami Kano.
– Rzeczywiście, to musi być^edno z ważniejszych odkryć mistea Kano – odpowiedział Matsugoro Okuda.
– Chwyty reklamowe! Wkrótce będą tu zajęcia dla młodych dziewcząt, matek z dziećmi… Pan Kano to człowiek pełen genialnych pomysłów Tsunejiro spojrzał na Stiiro Saigo, który stał w przeciwległym końcu dojo.
Miał niezadowoloną minę i zaciśnięte usta. Obaj byli zdenerwowali. Przewidując, co może się zdarzyć, Kano surowo zabronił konfrontacji z innymi szkołami ju-jutsu. Niemniej jednak, tych trzech wyraźnie chciało walczyć.

– Jak się nazywasz? – Ichikawa zapytał Tbmitę.
– Tsunejiro Tomita.
– A drugi dżentelmen?
– To jest Shiro Saigo – odpowiedział Tomita.
– Świetnie. No więc, czy możemy zmieżyć się w walce?
– Zabroniono nam walczyć z członkami innych szkół bez zgody pana Kano
– powiedział Tsunejiro, gdyż miał poczucie odpowiedzialności. Shiro Saigo i on byli jedynymi posiadaczami czarnych pasów w Kodokame. Czas był nie najlepszy, aby popełniać błędy.
– Wymigiwanie się musi być także jedną ze specjalności pana Kano – głos Ichikawy zabrzmiał teraz głośniej.
– Nie, panowie, żałuję, ale dopóki nie uzyskam pozwolenia mego mistrza, nic z tego nie będzie.
– Tomita! – odezwał się Saigo z drugiego końca sali. – Pzyjmijmy ich propozycję przyjacielskiego spotkania!

Tsunejiro pokręcił przecząco głową.

– Tsunejiro, to nie ma znaczenia, będę prosił potem naszego mistrza o wybaczenie, ale skoro składają nam taką propozycję, nie pozwólmy, aby nas ominęła.
– Nie postępujesz mądrze, Saigo — powiedział Tomita stanowczo.
– Dalej, dalej, pozwól mi się zmierzyć. — Saigo wdział ubranie do ćwiczeń. Nie zapomniał bynajmniej słów Kano, że gdyby został pokonany, to poproszą go o opuszczanie Kodokanu, ponieważ pohańbił go. Lecz Saigo widział tylko jedną stronę tej sprawy. Uważał, że po takim wyzwaniu, któremu towarzyszyły ironiczne uwagi, nie wolno odmawiać walki. Z drugiej strony, Tomita chciałby, aby nakazy mistrza były respektowane i wolałby najpierw uzyskać zgodę Kano. Saigo klęknął pośrodku dojo i czekał na swego przeciwnika.

Matsugoro, który miał ponad 180 cm wzrostu, zaczął przebierać się w keikogi przyniósł je ze sobą. Atmosfera była napięta. Tsunejiro nie miał zamiaru powstrzymywać Saigo. On przecież również miał chęć dać nauczkę przybyszom. – Walczmy czysto i łagodnie, proszę – powiedział Saigo pokornie do Matsugoro Okudy to zwyczajowy zwrot używany przed walką, ale tym razem wcale nie zapowiadał przyjacielskiego pojedynku. – No dalej, panowie! – odpowiedział Okuda. Saigo miał trochę ponad 150 cm i był nie większy niż trzynastoletni chłopiec. W tej właśnie chwili nadeszli Yoshiaki Yamashita i Sakujiro Yokoyama, którzy zwykle codziennie przychodzili po-
ćwiczyć. Natychmiast wyczuli, napiętą atmosferę, stanęli za Tsunejiro i zapytali:

– Członkowie innego dojo przyszli, aby nas zaatakować?
– Tak.
– Czy nasz mistrz o tym wie?
– Nie, jesteśmy zmuszeni działać w ten sposób. Co prawda próbowałem interweniować, ale zrezygnowałem – odparł Tomita.

Przybycie Yokoyamy i Yamashity uczyniło atmosferę jeszcze bardziej napiętą.

– Dalej, zaczynajmy! – przynaglił Okuda, odpowiadając na ukłon Saigo. Wyciągając swoje wielkie ramiona, chwycił Saigo za kołnierz, po czym cofnął się trochę w lewo, przyciągając go do siebie zamaszystym ruchem. Saigo bez oporu poddał się sile Okudy. Matsugoro Okuda zamierzał rzucić swym przeciwnikiem kilka razy o ziemię, a potem chciał założyć duszenie lub dźwignię, aby zmusić go do poddania się. Saigo cały czas poruszał się, nie tracąc równowagi. Okuda próbował gwałtownie wykonać tai-otoshi wrzeszcząc jednocześnie dziko. Saigo jednak szybko zerwał uchwyt swego przeciwnika i odskoczył w tył na około dwa metry, uśmiechając się przy tym szyderczo.

Okudę ogarnęła wściekłość. – Co za bezczelny młodzik? – wykrzyknął, zaczynając jednocześnie pojmować, że Saigo ma dobrą technikę.
Matsugoro spróbował zaatakować sposobem tori-oi, polegającym wponawianiu ataku w lewą i prawą stronę na przemian, bezwytchnienia. Lecz wówczas Saigo wskoczył nagle pod swego przeciwnika. Był to tak nieoczekiwany ruch, tak szybki, że wydawało się, iż oba ciała nawet się nie dotknęły.
Saigo chwyciwszy prawą ręką biodro przeciwnika, obrócił się i pochylając tułów, rzucił go o ziemię. Okuda upadł głową w dół, nakrywając się nogami, tak jak gdyby potknął się o wielki kamień, Saigo zaś odskoczył do tyłu na około metr. Było to wspaniałe wykonanie koshi-nage, rzutu biodrowego (oburącz chwyta się przeciwnika za pas). Nie było to yama-arashi – ulubiony rzut Shiro Saigo – jednak już w późniejszym okresie.
Matsugoro, z rozczochranymi włosami i siną twarzą, próbował znowu zaatakować. Drugi raz koshi-nage, potem podcięcie stopy i wreszcie ciężki upadek.
– Dalej! – wrzasnął, wstając z ziemi; widać było, że ma dosyć, ale nie zamierza się poddać. Ledwo się podniósł, Saigo znowu cisnął nim o ziemię.
I raz jeszcze użył tej samej techniki: koshi-nage. Tym razem Saigo rzucił go, zanim Okuda zdążył go chwycić za ubranie. Upadł więc na głowę; zamroczony nie mógł wstać od razu.
– Co się dzieje, Okuda? – obaj przyjaciele zachęcali go nieśmiało. Słysząc głos swoich kolegów, Okuda otworzył oczy i powoli, podpierając się rękoma, wstał z maty. W tym samym momencie Saigo doskoczył do niego i wykonał koshi-nage. Tym razem Matsugoro nie wstał z ziemi.
Pozostali również walczyli tego dnia z Yoshiaki Yamashitą. Zwycięstwo było błyskotliwe; nie poniesiono żadnej porażki.