Niemieckiej judoczce urodzonej w Polsce, nie powiodło się w Pucharze Świata w Warszawie, ale szybko znalazła też pozytywne strony przyjazdu do ojczyzny. Po kilku latach znów spotkała się z babcią.

– Już w drugiej rundzie eliminacji trafiłam na mistrzynię świata i Europy Francuzkę Gevrise Emane. Oczywiście, szkoda porażki, ale nie mam powodów do niepokoju, jestem młodą, 22-letnią zawodniczką i jeszcze czas na wielkie. Mówię tak, bo wiem jak ciężko pracuję na treningach, co najmniej cztery godziny dziennie – powiedziała Trajdos (kat. 63 kg), która niedawno triumfowała w PŚ w Sofii.


Trajdos urodziła się w Bełchatowie, ale w Polsce spędziła tylko kilka miesięcy. Wraz z rodzicami wyjechała do Niemiec. Zamieszkali w Hamburgu.

– Rozpoczęłam własne życie w Kolonii, gdzie studiuję w instytucie sportu. Nauka, własne treningi i prowadzenie zajęć z dziećmi wypełniają całe dnie. Nie mam czasu odwiedzić mamy i taty, który tak na marginesie jeździ ze mną na zawody po całych Niemczech, nie mówiąc o przyjeździe do Polski. Nie byłam w Bełchatowie już kilka lat. Dlatego cieszę się z uczestnictwa w turnieju w Warszawie. Specjalnie dla mnie z Drużbic koło Bełchatowa przyjechała babcia ze strony mamy oraz ciocia z wujkiem. Najgłośniej mnie dopingowali – dodała.

Martyna Trajdos uznawana jest za wielki talent, oprócz zwycięstwa w bułgarskiej stolicy na koncie ma drugie miejsce w PŚ w Mińsku. Jej niemieccy trenerzy uważają, że ma szanse na sukces na igrzyskach w Rio de Janeiro. Do Londynu z jej wagi kwalifikuje się Claudia Malzahn.

– Jestem zdeterminowana, całe życie podporządkowałam judo. Wolne chwile mam tylko na spanie i… gotowanie. To moja pasja w czterech ścianach domowego zacisza – przyznała.

źródło: PAP