Serwis JUDOINFO.PL patronował wyprawie OFF Road na Islandię, poniżej relacja.

Kierujemy się dalej na wschód w kierunku drogi f 88 po drodze odwiedzając Dettifoss. Wody tego wodospadu najgłośniejszego wodospadu europy spadają z ogromnym hukiem. Przy niedużej wysokości 44 m i niezbyt czystej spływającej z lodowca wodzie koloru kawy z mlekiem nie należy do najpiękniejszych, ale 500m2 wody przemieszczającej się w każdej sekundzie przez jego próg powoduje widoczną mgłę która mieni się tęcza nad kanionem. Droga F 88 do Askji prowadzi przez Herðubreið, – (najpopularniejszych cudów islandzkiej pustyni). Przez znaczną część trasa trasa biegnie wzdłuż monotonnego zachodniego brzegu rzeki Jökulsá á Fjöllum , wijąc się zakolami przez jałowe, niebezpieczne dla opon lawy o powierzchni ok. 6 tys m kw. Po drodze nocujemy na kempingu przy Herðubreið. Niektórzy twierdzą, że przypomina to garnek, ale najczęściej określa się ją mianem „królowej islandzkiej pustyni”. Bez względu na skojarzenia ten dziwacznie symetryczny kształt góry pozostaje nam długo w pamięci. Niestety rano nie potrafimy zrobić śniadania, niezliczona ilość małych muszek wlatuje wszędzie gdzie jest to możliwe ( najwięcej do oczu uszu i nosa) i tam gdzie nie jest to możliwe również. Pakujemy manele i jedziemy dalej na południe przez wydmy i zastygniętą lawę , mijamy schronisko Deki i podążamy w góre w stone Askji. Po drodze mijamy znak informujący iż droga dostępna jest tylko dla „dużych Jeepów”. Docieramy do małego parkingu, szybkie śniadanko i w drogę. Zgodnie z tablica informacyjną przed nami do pokonania ok. 3 km drogi. Szlak jest wyznaczony żółtymi tyczkami i biegnie przez pola mokrego śniegu i błota. Po drodze otacza nasz 100% cisza, bez jakichkolwiek odznak wiatru. Askja przywitała nas 100% pogoda ( jak na tutejsze warunki) i już nie mieliśmy wątpliwości dlaczego tyle ludzi odwiedza ten cud natury. To niesamowite miejsce skłania do myślenia o potędze natury. Trudno wyobrazić sobie siły, które utworzyły tak ogromną kalderę (50 km kw.). Tę nowo powstałą depresję wypełniła woda. Najniżej zapadniętą część komory wulkanicznej mieści najgłębsze w Islandii szafirowo błękitne jezioro – (jezioro Öskjuvatn o głębokości 217m). Na północno – wschodnim krańcu akwenu znajduje się krater Vit iw którym znajduje się turkusowo niebieskie jezioro o temperaturze ok 30 stopni. C.

Ostatni dzień mieliśmy do pokonania około. 1000 km do lotniska co stanowi sporym wyzwaniem jak na tamtejsze warunki, po drodze zwiedzamy jezioro Jökulsárlón – jeden z najczęściej fotografowanych cudów natury na Islandii. Unoszące się na wodzie bloki lodu to efekt topniejącego lodowca, którego jęzor schodzi prosto do akwenu. Widok zachwyci każdego, kto znajdzie się na zakręcie Ring Road i będzie zbliżał się do wiszącego mostu. To obowiązkowy przystanek na robienie zdjęć. Można tu spędzić kilka godzin podziwiając krajobraz, wypatrywać foki, oraz ptaki. Lagunę z małą rzeką wpadającą do do pobliskiego oceanu wypełniają góry lodowe, które odrywają się od lodowca i tworzą klasyczną arktyczną scenerię.
Spędziliśmy na Islandii 11 dni, temperatury wahały się od 3 st C (rano) do ok 18st C w dzień, pogodę mieliśmy jak marzenie (w 99,9% bez opadów deszczu) przejechaliśmy ok 4000km, samochód oddaliśmy w nienagannym stanie ( nic nie urwaliśmy w rzekach – chyba). Najmłodszy nasz uczestnik ma 13 lat i podołał trudom podróży bez najmniejszych problemów. Wróciliśmy zadowoleni mając w kieszeni moc przeżytych wrażeń i widoków nieskażonej dziewiczej przyrody. Jest to wyspa na której jeśli wypadnie jeden „temat” do zwiedzania to w kolejce obok czeka w 100 następnych Dla nas to są właśnie wakacje w wersji all inclusive. Helgi zaprosił nas na „off – roadowy Interior zimową porą” zapewniając, ze to dopiero jest czad… nie… wierzymy mu, musimy tam jechać i osobiście to sprawdzić.

Z punktu widzenia geologii to jeden z najmłodszych skrawków lądu na ziemi, z naszego punktu widzenia to mnóstwo ciekawych dróg do pokonania oraz niesamowita przyrodą oraz minimalna ilość ludzi. Wybieramy początek lipca biorąc pod uwagę fakt, iż jest to statystycznie okres z najlepszą pogodą. Jedno jest pewne jest to bezpieczny kraj jeśli chodzi o zwierzęta, insekty i inne niespodzianki. Nasz plan to pokonanie wyspy z południa na północ drogą F 26 do Askji. Rozległy Islandzki Interior to jeden z największych europejskich dziewiczych obszarów i chociaż nie jest prawdziwą pustynią, występują tu obfite opady atmosferyczne. Centralne wyżyny były niegdyś azylem dla banitów, a ci którym udało się jakoś przeżyć przechodzili do legendy i zyskiwali miano nadludzi. Nawet obecnie nie ma tu mostów, hoteli, snack barów (i innych wytworów nowoczesnej cywilizacji), jedynie zasięg telefonii komórkowej jest nieźle rozwinięty, co nie przeszkadzało nam zabrać ze sobą telefon satelitarny. Na lotnisku celnicy sprawdzają skrupulatnie nasze bagaże oraz wazą żywność która wwozimy, mieścimy się w normie. Nasz samochód to 2 letni Nissan Patrol 3.0 DID automat po odwiedzinach w spa – Arctic Trucks, wyposażony w 35 calowe gumy i peryskop (podpisujemy papiery z których czysto i klarownie wynika, iż kategorycznie zabroniony jest wjazd do wody). Za podstawienie samochodu pod lotnisko wypożyczania życzy sobie 50 euro. Sprawdzamy w Google i okazuje się, ze nasz rent a car ma swoja siedzibę ok 500m od lotniska No cóż zawsze należy kroić turystów jeśli tylko na to pozwolą, a my jedziemy dalej mając 50 euro w kieszeni. A wiec ruszamy, zwiedzamy po drodze stolice robimy zakupu i droga nr 1 kierujemy się na południowy wschód. Po drodze zwiedzamy najsłynniejszy wodospad na wyspie – Gullfoss. „złoty wodospad” – zaczynająca się przy parkingu ścieżka biegnie obok podwójnej kaskady, którą rzeka Hvita z ogłuszającym łoskotem spada z progu w 35 metrową czeluść wąwozu. Do pędzącej w dół wody można się zbliżyć dosłownie na wyciągnięcie ręki, idąc szlakami wspinającymi się po północnej ścianie wodospadu Po sąsiedzku odwiedzamy (oddalony o 6 km) Geysir ( od tej nazwy pochodzi miano nadane wszystkim tego typu źródłom na świecie).

Jedziemy Ring Road w kierunku Vik, aby zobaczyć kolonie maskonurów, oraz drogą f 208 dojechać do Landmannalaugar Niestety okazało się ze maskonury w tym roku obrały sobie strategie unikania w tym miejscu gapiów, a krajowa ‘1” jest zamknięta ze względu na zniszczony most przez masy błota i wody. Trudno zawracamy na zachód (nadrabiając jakieś 150 km) aby dostać się na drogę F 26

Yellow Submarine

Sprengisandur jest dla Islanczyków tym, czym szlak Santa Fe dla Amerykanów, a nazwa przywołuje obraz wyjętych spod prawa kowbojów i owiec pędzonych przez jałowe pustkowia. Dawna nieużywana dziś trasa biegnie kilka kilometrów na zachód od obecnej drogi. Pierwsza przeszkoda wodna skutecznie eliminuje pojazdy z napędem na 1 os, i rożnego rodzaju substytuty 4×4. Droga staje się coraz bardziej widokowa i ciekawsza techniczne. Po pokonaniu kolejnej przeszkody wodnej postanawiamy zrobić króciutki odpoczynek. W pewnym momencie zwróciliśmy uwagę na dużą fale zmierzającą w naszym kierunku tsunami?, lódź podwodna? Woda opadła, nasze emocje tez i co się okazało, ze to tylko 4,5 tonowy Chevrolet Suburban, który pokonuje rzeki z klasycznym lądowaniem telemarkiem na drugim brzegu rzeki. Dopiero teraz zrozumieliśmy aspiracje Adama Małysza i jego nowe powołanie do pokrewnego z lotami narciarskimi sportu. Cóż … jak wiele musimy się jeszcze nauczyć. Za sterami siedział rosły Islandczyk z kompletem pasażerów.
Jego pojazd to prawdziwe all inclusive: Chevrolet Suburban 1984 bofy lift 4”, engine 6,5 liter turbo diesel, 330 ho marine, manual gretbox from chevrolet 6500 truck, 14 bolt rear and 60 Dana Front, gear rated 4,56, 220V 1000W. summer tyers 38″ Michelin.14″ wide rim. wintertyer .44/21. 16.5 trexus sts.19″ Okazało się, że zmierza w tym samym kierunku co my, wiec wybraliśmy się razem w dalsza podróż. Droga, a właściwie szlak oznaczony żółtymi tyczkami stawiał coraz to więcej wyzwań, sporo rwących rzek oraz płatów zalegąjącego mokrego śniegu. Strome podjazdy przez płaty śniegu wymagały upustu powietrza z kół. Nasz nowo poznany Islanczyk był doskonale wyposażony w niezbędny szpej, ale co najważniejsze posiadał niespożytą energie oraz wielkie pokłady ogromnej sympatii i poczucia humoru.
Dzięki wzajemnej współpracy i pomocy Helgie-go dotarliśmy razem na nocleg do chyba zawsze obleganego pola namiotowego w Landmannalaugar . Jest to bajecznie kolorowy obszar, obfitujący w gorące baseny i wspaniale szlaki do pieszej wędrówki. Urozmaicone szczyty zbudowane są z riolitu, mieszaniny minerałów przekształconych przez działalność geotermiczną i wulkaniczną której głównym ośrodkiem jest kaldera Torfajökull. Niestety tam nasze drogi się rozeszły – droga nr 26 w kierunku Askji była zamknięta.

Północny zachód, droga nr 35 Kjolur – kierunek Hornstandir

Nazwa drogi Kjolur która przecina centralne pustynne wyżyny znaczy „stępka” i wiąże się z topografią terenu. W najwyższym punkcie wspina się na 700m n.p.n i biegnie szeroka na 30 kilometrów doliną między czaplami lodowymi Langjökull i Hofsjokull. Naszym celem jest Horstandir. Półwysep Zachodnie Fiordy wygląda jak gigantyczny krab który z całych sił stara oderwać się od Islandii by uciec na północny Atlantyk. Ten fantastycznie ukształtowany region ze strzelistymi górami i ogromnymi fiordami jest połączony z lądem wąskim przesmykiem.
Gdy dotarliśmy do Ísafjörður (najdalej wysuniętego miasta północ) okazało się, iż najbliższy wolny prom na odpływający na Horstandir jest dopiero za 3 dni. Niestety nie mogliśmy sobie pozwolić na tak długie czekanie. Postanowiliśmy wracać do Ring Road zachodnia strona fiordów.

Zatrzymaliśmy się w Pingeryri Ta niewielka osada byłą pierwszą placówka handlową w Zachodnich Fiordach. Warto się tu wybrać na krotki spacer na Sandfell wyrastający ok. 400m n.p.m który zaczyna się na południe od wioski przy drodze nr 6, można tam też wjechać samochodem pokonując miejscami strome podjazdy. Na górze roztacza się widok (360 stopni) na miasteczko, fiord i otaczające góry Celem naszym było spektakularne góry półwyspu Pingeryri zwane „ Północno – Zachodnimi Alpami” Ich pochodzenie jest częściowo wulkaniczne, a szczyty powstałe ze skał i rumowisk kontrastują z powszechnymi na zachodnich fiordach zielonymi dolinami. Gruntowa droga prowadzi na północny zachód wzdłuż widowiskowej krawędzi półwyspu do malowniczej doliny Haukadalur.. Po drodze pojawiają się kolejne znaki ostrzegające o niebezpieczeństwach oraz informujące iż należy poruszać się tylko samochodami terenowymi z napędem na 4 koła. Jeśli drogę nie zablokują lawiny można objechać cały półwysep mijając klify, gdzie gnieżdżą się ptaki oraz odległa latarnię morska Svalvogar. Jest to jedno z najpiękniejszych miejsc na Islandii które udało nam się zobaczyć. Kolejnym przystankiem to wybrzeże Standir. Skaliste wschodnie wybrzeże Fiordów Zachodnich należy do najrzadziej odwiedzanych części Islandii. Po drodze zatrzymujemy się w małej wiosce Djúpavík. Niegdyś tętniąca baza śledziowa, dziś prawie zupełnie opuszczony Ze skarpy nad wsią spływa malowniczy wodospad, skąd roztacza się panorama fiordu, wybraliśmy się na na 2 godzinna pieszą wycieczkę.

Husavik – „what the f…. are you doing here?!”

Zmierzamy na wschód, po drodze zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Po zatankowaniu samochodu słyszymy głos z za stojcego obok dystrybutora autobusu : „what the f… are you doing here?!” Co za niespodzianka, to nasz Helgi, okazało się ze tym razem też występuje w roli kierowcy, ale już ustatkowanego i grzecznego drivera autobusu wiozącego emerytowanych turystów Amerykańskich. I tym razem nasze drogi podążały w tym samym kierunku – Husaviku (ale już bez wzajemnej asekuracji). Húsavík – obszar ten obfituje wszelkiego rodzaju wieloryby: walenie, płetław karłowaty, ale przy odrobinie szczęścia można zobaczyć humbaka, orkę, finwala, sejwala a nawet olbrzyma – płetwala błękitnego Nam udało się zobaczyć tylko ten ostatni okaz, niestety z dość dalekiej odległości.

Askja

Kierujemy się dalej na wschód w kierunku drogi f 88 po drodze odwiedzając Dettifoss. Wody tego wodospadu najgłośniejszego wodospadu europy spadają z ogromnym hukiem. Przy niedużej wysokości 44 m i niezbyt czystej spływającej z lodowca wodzie koloru kawy z mlekiem nie należy do najpiękniejszych, ale 500m2 wody przemieszczającej się w każdej sekundzie przez jego próg powoduje widoczną mgłę która mieni się tęcza nad kanionem. Droga F 88 do Askji prowadzi przez Herðubreið, – (najpopularniejszych cudów islandzkiej pustyni). Przez znaczną część trasa trasa biegnie wzdłuż monotonnego zachodniego brzegu rzeki Jökulsá á Fjöllum , wijąc się zakolami przez jałowe, niebezpieczne dla opon lawy o powierzchni ok. 6 tys m kw. Po drodze nocujemy na kempingu przy Herðubreið. Niektórzy twierdzą, że przypomina to garnek, ale najczęściej określa się ją mianem „królowej islandzkiej pustyni”. Bez względu na skojarzenia ten dziwacznie symetryczny kształt góry pozostaje nam długo w pamięci. Niestety rano nie potrafimy zrobić śniadania, niezliczona ilość małych muszek wlatuje wszędzie gdzie jest to możliwe ( najwięcej do oczu uszu i nosa) i tam gdzie nie jest to możliwe również. Pakujemy manele i jedziemy dalej na południe przez wydmy i zastygniętą lawę , mijamy schronisko Deki i podążamy w góre w stone Askji. Po drodze mijamy znak informujący iż droga dostępna jest tylko dla „dużych Jeepów”. Docieramy do małego parkingu, szybkie śniadanko i w drogę. Zgodnie z tablica informacyjną przed nami do pokonania ok. 3 km drogi. Szlak jest wyznaczony żółtymi tyczkami i biegnie przez pola mokrego śniegu i błota. Po drodze otacza nasz 100% cisza, bez jakichkolwiek odznak wiatru. Askja przywitała nas 100% pogoda ( jak na tutejsze warunki) i już nie mieliśmy wątpliwości dlaczego tyle ludzi odwiedza ten cud natury. To niesamowite miejsce skłania do myślenia o potędze natury. Trudno wyobrazić sobie siły, które utworzyły tak ogromną kalderę (50 km kw.). Tę nowo powstałą depresję wypełniła woda. Najniżej zapadniętą część komory wulkanicznej mieści najgłębsze w Islandii szafirowo błękitne jezioro – (jezioro Öskjuvatn o głębokości 217m). Na północno – wschodnim krańcu akwenu znajduje się krater Vit iw którym znajduje się turkusowo niebieskie jezioro o temperaturze ok 30 stopni. C.

Ostatni dzień mieliśmy do pokonania około. 1000 km do lotniska co stanowi sporym wyzwaniem jak na tamtejsze warunki, po drodze zwiedzamy jezioro Jökulsárlón – jeden z najczęściej fotografowanych cudów natury na Islandii. Unoszące się na wodzie bloki lodu to efekt topniejącego lodowca, którego jęzor schodzi prosto do akwenu. Widok zachwyci każdego, kto znajdzie się na zakręcie Ring Road i będzie zbliżał się do wiszącego mostu. To obowiązkowy przystanek na robienie zdjęć. Można tu spędzić kilka godzin podziwiając krajobraz, wypatrywać foki, oraz ptaki. Lagunę z małą rzeką wpadającą do do pobliskiego oceanu wypełniają góry lodowe, które odrywają się od lodowca i tworzą klasyczną arktyczną scenerię.
Spędziliśmy na Islandii 11 dni, temperatury wahały się od 3 st C (rano) do ok 18st C w dzień, pogodę mieliśmy jak marzenie (w 99,9% bez opadów deszczu) przejechaliśmy ok 4000km, samochód oddaliśmy w nienagannym stanie ( nic nie urwaliśmy w rzekach – chyba). Najmłodszy nasz uczestnik ma 13 lat i podołał trudom podróży bez najmniejszych problemów. Wróciliśmy zadowoleni mając w kieszeni moc przeżytych wrażeń i widoków nieskażonej dziewiczej przyrody. Jest to wyspa na której jeśli wypadnie jeden „temat” do zwiedzania to w kolejce obok czeka w 100 następnych Dla nas to są właśnie wakacje w wersji all inclusive. Helgi zaprosił nas na „off – roadowy Interior zimową porą” zapewniając, ze to dopiero jest czad… nie… wierzymy mu, musimy tam jechać i osobiście to sprawdzić.

Więcej zdjęć: PicasaWeb

Marcin Preś