info sportowywroclaw.eu Przez bardzo dobre występy na tatami zasłynął tym, że kolekcjonuje medale jednego koloru. Jako zawodnika mieliśmy już przyjemność go poznać, a jaki jest prywatnie, czym się interesuje i w czym gustuje, dowiecie się w poniższej rozmowie z tegorocznym złotym medalistą Mistrzostw Europy Juniorów, Mistrzostw Europy Młodziezy (U-23) Mistrzostw Polski Seniorów oraz Mistrzostw Polski Juniorów, judoką Gwardii Wrocław – Damianem Szwarnowieckim.

Kiedy i jak zaczęła się twoja przygoda z judo?

Damian Szwarnowiecki (zawodnik Gwardii Wrocław): Moja przygoda z judo zaczęła się dziesięć lat temu, kiedy to będąc w szkole podstawowej, tata zapytał mnie czy nie chcę trenować judo. Na początku trenowałem w Szkole Podstawowej przy ulicy Bobrzej u trenera Zamęckiego. Tak zostało do dziś.

Pogodzenie treningów z nauką nie stanowiło dla ciebie problemów?

-Czasami miałem problemy, ale zazwyczaj chodziłem do takich szkół, gdzie nauczyciele byli wyrozumiali. Zwłaszcza, że byłem tym, który gdzieś tam się wyróżniał. Teraz jest tym bardziej ok. Jestem już po maturze, i aktualnie uczę się na Akademii Wychowania Fizycznego.

Wiem, że na macie wzorujesz się na Greku Iliasie Iliadisie, ale równocześnie nie ukrywasz swojego podziwu dla boksera Manny Pacquiao i sztangisty Szymona Kołeckiego. Co zatem wyjątkowego jest w tych sportowcach?

-Myślę, że wyboru Manny Pacquiao nie trzeba tłumaczyć. Kilka razy został okrzyknięty pięściarzem wszechwag. Po prostu jego styl jest fajny – bardzo szybki, mimo niepozornego wyglądu ma w sobie charakter. Szymon Kołecki natomiast ma w sobie klasę. Kiedyś oglądałem jako widz zawody w podnoszeniu ciężarów i było widać, że nie jest on cwaniaczkiem, a kimś, na kim można się wzorować. W wywiadach zawsze podkreślał, że interesuje go tylko pierwsze miejsce, a reszta nie jest dla niego ważna. Mimo że na Igrzyskach Olimpijskich nie zdobył złotego medalu, to jest to godne podkreślenia.

W tym roku w różnych zawodach zdobyłeś już cztery indywidualne złote medale. Który z nich ma dla ciebie największą wartość?

– Uważam, że największą wartość ma ten ostatni medal, bo jest on najwyższej rangi zawodów jako młodzieży w kategorii wiekowej. Ale w sumie największe podłoże emocjonalne towarzyszy mi przy medalu nad którym najciężej było mi zapracować. To ten z Mistrzostw Europy Juniorów. Był to przełom w mojej karierze. Jak startowałem teraz w „młodzieżowcach”, to już nie byłem tak podekscytowany, to już nie było to samo.

Masz dopiero 19 lat, a już tyle sukcesów w krótkim odstępie czasu. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że kompletnie nie spodziewałeś się tak udanych startów. Powiedz proszę, jesteś przygotowany na sukcesy, nie masz obaw, że uderzy ci tzw. „sodówka”?

– Nie, ludzie mnie ostrzegają żebym nie przesadzał z używkami… Raczej w ogóle nie piję alkoholu i myślę, że jest mało prawdopodobne by do tego doszło. Piję jedynie w okresie roztrenowania, kiedy wiem, że mogę sobie na to pozwolić. Jak widać, do tej pory przynosiło to efekt. Może to jest recepta na sukces.Złote medale złotymi medalami, ale mistrz nie ma przywilejów. Nadal trzeba ciężko trenować!

Wracając do twojego występu na ostatnim turnieju w Pradze. Byłeś jednym z najmłodszych zawodników, teoretycznie nie miałeś zbyt dużych szans by wygrać ze starszymi judokami, którzy powinni być lepiej przygotowani od ciebie, np. w walce w parterze. A mimo to wygrałeś. Co zadecydowało o twoim sukcesie?

– Wygrałem te walki psychologicznie. Zawodnicy z czasem coraz bardziej odpuszczali, im dłużej trwała walka, tym większa była moja przewaga. Z początku nie raz dominacja ze strony przeciwników była olbrzymia. Było widać, że są starsi i silniejsi, ale jak już dochodziło do trzeciej minuty to widać było, że ta ich przewaga znacznie maleje.

Która z dotychczasowych walk była dla ciebie najtrudniejsza?

– Była to walka na Mistrzostwach Europy Młodzieży z Włochem Augusto Meloni. Pierwszy raz miałem taki opór motoryczny, był dużo silniejszy ode mnie. Po trzech minutach popełniał jednak coraz więcej błędów, gubił się i był zdziwiony, bo był rozstawionym zawodnikiem, potencjalnym faworytem. Nie wiedziałem, że jest tak dobry, nawet trener przed walką starał się nie mówić mi o tym. Po to, żeby w mojej głowie pozostało przeświadczenie, że to przeciętny zawodnik. Udało mi się go zaskoczyć, rzucić na waza-ari i utrzymać przewagę.

Jaki w życiu prywatnym jest Damian Szwarnowiecki – bardziej cichy i spokojny, czy energiczny i spontaniczny?

– Zależy to od środowiska w jakim się znajduję. Judo, uczelnia to odmienne środowiska, jakby to oddzielam. Na uczelni staram się być spokojny i stanowić przykład, nie robić złego wrażenia na wykładowcach i innych uczniach. Na macie czuję się jak u siebie w domu, jestem sobą, bardziej rozluźniony i zabawny. Jestem w stu procentach sobą. W innych środowiskach nie do końca.

Zapewne nie masz zbyt wiele wolnego czasu – treningi, międzynarodowe turnieje itd. Jak najchętniej spędzasz wolne chwile, czym oprócz judo interesujesz się jeszcze?

– To prawda, ale gdy mam wolny czas staram się oglądać występy innych sportowców, motywować do treningu. Nie zawsze się wygrywa, czasami przychodzą doły, wtedy trzeba popatrzeć na pozostałych sportowców, co oni osiągają, jak walczą. Często tacy zawodnicy, jak choćby Szymon Kołecki, pokazują klasę i motywują mnie do treningów.

Jako osoba znająca Wrocław, powiedz, jakie jest twoje ulubione miejsce w tym mieście?

– (śmiech) Bardzo często przebywam w pubie Impressa, gdzie mamy wykupione bony żywnościowe. Tam przed treningami wraz z kolegami idziemy na posiłek, ale też, żeby po prostu porozmawiać.

Rozrywka należy się każdemu. W jaki sposób odreagowujesz stres, np. wyciszasz się i słuchasz muzyki?

– Często oglądam filmy, muzykę słucham codziennie. Nie wiem czy bez niej można żyć. Jeśli filmy, to biograficzne o sportowcach, chociaż nie zawsze. Z muzyki najczęściej słucham rapu, ale także filmową, bardziej emocjonalną.

Mówi się, że tylko ten co nie robi nic, nie popełnia błędów. Jeśli możesz, opowiedz nam o swoim największym błędzie, jest coś czego bardzo żałujesz?

– Już kiedyś miałem takie pytanie (śmiech)… Nie, raczej nie popełniłem takich błędów, żeby czegoś żałować. Jedynie w walce, jeśli popełniam jakieś błędy, a później analizując zastanawiam się jak mogłem zrobić taką głupotę, to są może nie największe, ale najgłupsze błędy.

Markety starannie dbają o naszą pamięć i już teraz możemy w nich spotkać dekoracje świąteczne. Powiedz, jak spędzasz Święta Bożego Narodzenia, i jakie mają dla ciebie znaczenie?

– Co roku spędzam je w domu rodzinnym. Zjeżdża się cała rodzina, babcie, ciocie. Zazwyczaj od razu po świętach wyjeżdżam na narty do Zieleńca. Muszę uważać, by nie zrobić jakiejś głupoty i nie przeciążyć stawów. W przerwie świątecznej staram się spotkać z kolegami, właśnie wtedy mogę się wyluzować, pójść na imprezy. Jest to czas, kiedy mogę się roztrenować. Choć trener już mnie poinformował, że w przerwie świątecznej oprócz Wigilii treningi będą się odbywały codziennie, więc nie wiem jak w tym roku dojdzie do tego roztrenowania (śmiech).

Czy masz już plany na Sylwestra, jeśli tak to jak zamierzasz go spędzić ?

– Zawsze jest tak, że wszyscy umawiają się na Sylwestra, a później plany szybko się zmieniają. Nie mam dokładnego planu gdzie pojadę. Najważniejsze jest towarzystwo. Tych najlepszych przyjaciół mam głównie z judo i najważniejsze jest to, by po prostu z nimi spędzić ten ostatni dzień w roku, a nieważne gdzie.

Zbliża się okres, gdy ludzie będą składać sobie nawzajem życzenia. Czego w takim razie należałoby tobie życzyć ?

– Sukcesów w najbliższych startach, a w dalszej perspektywie Igrzysk Olimpijskich. Zdobyć jakieś ważne trofeum dla polskiego judo. Myślę, że tego trzeba życzyć nie tylko mi, ale wszystkim polskim judokom, aby po kilkunastu latach, ktoś w końcu przywiózł do Polski medal olimpijski. Oby ta sztuka udała się jak nie mi, to chociaż komuś innemu.

Rozmawiał Piotr Piwko