Po „zadymie” w Internecie związanej z kontrowersyjnymi powołaniami składu reprezentacji judo na nadchodzące mistrzostwa świata, kurz powoli opada. Wszyscy wstrzymują oddech przed tym jak nasza reprezentacja wypadnie w Tokio. Jedni liczą na sukcesy, drudzy natomiast paradoksalnie trzymają kciuki za jak najsłabszy występ, na zasadzie im gorzej tym lepiej. Każdy chce ugrać coś dla siebie.

Smutna ta nasza rzeczywistość. Przecież mamy (a przynajmniej powinniśmy mieć) jedno wspólne “Polskie Judo”, jedną reprezentację i zawsze powinniśmy trzymać jak najmocniej kciuki za naszych rodaków, kolegów i koleżanki z maty.

W skrócie, jeśli nasz wydelegowany do stolicy Japonii zespół osiągnie sukcesy (mowa tu o medalu lub/i dwóch-trzech miejscach punktowanych), Związek oraz trener kadry urosną w siłę. Odetchną z ulgą i w pewnym sensie zamkną usta krytykom. Metody treningowe pozostaną bez zmian i chyba do samych Igrzysk niewiele się zmieni. Da im to legitymację do podtrzymania aktualnego sposobu działania. Jedyny wyjątek może stanowić ewentualny sukces Tomera Golomba (kat. -60 kg). Jeśli Tomer wszystkich nas pozytywnie zaskoczy i osiągnie wysoki wynik sportowy, to oczywiście pójdzie to na konto zarządu, ale już nie sztabu szkoleniowego. Golomb w zasadzie nie trenuje w Polsce i nie realizuje tego samego programu co reszta kadry. Nie uczestniczył nawet w bezpośrednim przygotowaniu startowym (BPS) w Zakopanem. To Izraelczyk, który otrzymawszy polskie obywatelstwo, zaczął startować w biało-czerwonych barwach. Podejrzewam jednak, że i tak nie przeszkodziłoby to nikomu zostać “ojcem sukcesu”.

Jeśli Polska poniesie sromotną klęskę w Japonii, pojawi się kolejny argument dla wszystkich, którzy uważają, że związek działa nie tylko łamiąc własne zasady, ale też w kwestii sportowej bardzo się myli i nie ma pomysłu jak prowadzić profesjonalne szkolenie. Niestety przykro się patrzy na to co się u nas w judo dzieje (a czytając komentarze pod moimi wpisami na profilu facebookowym, podobny rak toczy wiele innych polskich związków). Często od dobra zawodników ważniejsze są prywatne korzyści działaczy, bądź jak w ostatnim czasie, niechęć i wzajemne animozje stawia się ponad wyniki sportowe. Tak to nie tylko nie powinno, ale też nie może funkcjonować, sami niszczymy bowiem to, co oficjalnie najbardziej kochamy. Zawodnicy nie mogą dostawać rykoszetem przy okazji sporów pomiędzy trenerami i działaczami. Możemy się w bardzo wielu sprawach różnić, ale musimy rozmawiać, a nie się obrażać i chować głowę w piasek. Dyskusja nie polega na samych miłych słówkach, które nasz rozmówca chce usłyszeć, tylko na mówieniu prawdy wprost, nawet niewygodnej.

Obecnie wszystko co krytyczne, nawet jeśli ma sto procent pokrycia w faktach, a jest niewygodne dla Związku, od razu ląduje w koszyku zwanym HEJT.

Nie ważne kto i co napisze, jeśli nie jest to zgodne z linią Związku, osoba wypowiadająca się nie uzyskuje odpowiedzi, tylko zostaje “hejterem” i na tym „kończy się” problem. Jeśli chcemy by przyszły wyniki sportowe, z których będziemy dumni, i które pociągną polskie judo pod każdym względem do przodu, zawodnicy nie mogą trenować ze świadomością, że w przyszłości ich ciężka praca oraz kilkunastoletnie poświęcenie zostaną zniweczone z powodu prywatnej niechęci. Mam na myśli judoków zarówno obecnie na poziomie kadr narodowych oraz dzieci zaczynających wspaniałą przygodę z judo.

Po co ustalać jakieś regulaminy, kiedy finalnie nikt się ich nie trzyma? Jak taki stan rzeczy ma budować wzajemnie zaufanie i wiarę zawodników w sportową przyszłość? Przed wyborami, a w sumie i po wyborach również, bez przerwy było wypowiadane słowo „transparentność”. To co się od dłuższego czasu dzieje w Związku jest ową „transparentnością”? Litości! Głównym celem wyborów nie może być przejęcie i odgrywanie się na prywatnych przeciwnikach. Możemy kogoś lubić bardziej lub mniej, możemy się z kimś zgadzać lub nie, ale na pewno nie możemy odgrywać się na zawodnikach, bo to my tu jesteśmy dla nich, a nie odwrotnie. Należy się również wyjaśnienie za brak powołań na MŚ dla Macieja Sarnackiego, Piotra Kuczery i Karoliny Pieńkowskiej, którym się to po prostu należało na podstawie wyników.

Praca w Związku i praca trenera jest służbą dla zawodników, nie zawsze miłą i lekką, często nawet bardzo męczącą i frustrującą, ale taki jest właśnie jej sens i cel. Dodatkowo takie sytuacje, jak te z powołaniami składu na mistrzostwa świata, mocno dzielą samą kadrę narodową, zamiast ją scalać. Przecież kadrowicze to dorosłe, myślące osoby. Oni doskonale wiedzą, kto zasługuje na zaszczyt bycia reprezentantem i komu się to należy, a kto jest tam z powodu sympatii czy innych układów. Nawet jeśli o tym głośno nie mówią (i dobrze, bo ich zadaniem jest mimo wszystko koncentracja na treningu i dobrych startach),  niestety tak jest i reprezentacja zamiast by monolitem jest podzielona.

Wszystkie konflikty czy podziały nie powinny mieć wpływu na kibicowanie, wspieranie. Mamy jedną reprezentację, jedno “Polskie Judo” i uważam, że powinniśmy trzymać mocno kciuki i liczyć na jak największe sukcesy biało-czerwonych. Nawet jeśli obecnie urzędujący Zarząd i jego działania to nie nasza bajka i jest nam z nimi nie po drodze. Nasza reprezentacja jest naszym dobrem narodowym. Zawsze należy im kibicować i cieszyć się z jej sukcesów.

Polsko, po medale w Tokio 2019!

KRZYSZTOF WIŁKOMIRSKI

Artykuł pochodzi z portalu kierunektokio.pl