W czerwcu do Gdańska wraz z reprezentacją Portoryko przyjechał człowiek legenda judo Hiromi Tomita. Były trener reprezentacji Polski w latach 70, przeprowadził cykl otwartych treningów. W gronie tych, którzy skorzystali z okazji byli Ryszard i Artur Pujszo. Pierwszy „odnowił” znajomość blisko po 40 latach, gdy jako zawodnik Polonii Bydgoszcz i świeżo upieczony mistrz Polski juniorów znalazł się na obozie kadry narodowej. Jego syn, który niedawno zdobył tytuł akademickiego wicemistrza Polski, miał okazję na własnej skórze doświadczyć treningów z Mistrzem
– Był wówczas młodym szczupłym człowiekiem, trochę tylko niższym ode mnie – wspomina Ryszard Pujszo. – Dopiero technika na macie i muskulatura na siłowni robiły wrażenie… jak zobaczyłem, że podrzuca 130 kg to zbladłem. Treningi to był dla nas szok: dwa dziennie i poranny rozruch, który sam w sobie był już godzinnym treningiem. A Hiro rozkręcał się właściwie po drugiej godzinie. Jeśli chodzi o technikę, to właściwie wszystkiego musiałem się uczyć od nowa. Hiro pokazywał, jak robić i jednocześnie w walkach udowadniał, że tak się da. Byłem wtedy tylko juniorem, który „pałętał” się przy kadrze, ale pamiętam, jak zebrał wszystkich i łamaną polszczyzną tłumaczył nam, że ci co się obijają, oszukują społeczeństwo. Hiro odszedł z Polski za wcześnie, inni wprawdzie przejęli jego metody, ale już nie jego technikę. Wszystko co umie zawdzięczam jemu i cieszę się, że Artur miał szansę go spotkać. Mogę tylko za wszystko podziękować.
– Na początku dla mnie to był sympatyczny, uśmiechnięty starszy pan – mówi Artur Pujszo. – Dopiero jak zdjął kimono i zobaczyliśmy muskulaturę 20-latka, to miny nam się wydłużyły. Gdy skończył się trening, to znaczy tak myśleliśmy, dopiero wtedy Hiro zarządził walki sparringowe. To był lekki wstrząs. Na mnie popatrzył, poprosił żebym zrobił rzut, potem pokiwał głową i powiedział: …barki masz ok., ale judo średnie. Do pracy. I trening trwał dalej. Po jego zakończeniu powiedział tylko: chcesz być dobry… to pracuj, trenuj i będziesz dobry. Odpowiedziałem, że chcę więc zabrał mnie jeszcze na siłownię razem z moją córką Zuzią. Po tych zajęciach jadę jeszcze do Gdańska, nie chcę i nie mogę opuścić żadnego treningu z Hirem. Dotychczas znałem go tylko z opowieści ojca….trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i nadal ćwiczyć.
źródło: http://www.pomorska.pl/