Publikuję wywiad, którego udzielił dla portalu grapplerinfo.pl Krzysztof Wiłkomirski. Wywiad opublikowany za zgodą portalu.

Kiedy kandydował pan na stanowisko prezesa Polskiego Związku Judo postulował pan, a właściwie deklarował zerwanie dotychczasowych układów, układzików… Po kilku miesiącach bomba wybuchła za sprawą listu otwartego Pawła Nastuli, który przyznaje się, że takim układzie tkwił.

Nie da się budować lepszej przyszłości polskiego judo, które uwikłane jest w różnego rodzaju spory, w którym dominuje wzajemna niechęć i co najgorsze fundamentem „postępu” jest kłamstwo na każdym kroku. Nie znamy w tej chwili ustaleń pomiędzy obecnym prezesem, jego zarządem oraz Pawłem Nastulą. Jednak jeśli prawdą jest to co mówi nasz mistrz olimpijski, łamie to nie tylko zasady etyki, ale być może i wybiega poza granice prawa. Judo to szlachetny sport, w którym uczymy dzieci podstawowych zasad takich jak: honor, odwaga, przyjaźń, szacunek i szczerość. Dane słowo jest często ważniejsze niż pisane umowy, bo powinniśmy sobie ufać. Tylko na uczciwości możemy budować poprawne relacje. Trzeba pamiętać, że człowiekiem się jest, a prezesem się bywa. Należy także pamiętać, że za słowami powinny iść czyny i jeśli na każdym kroku mówimy o transparentności to powinniśmy się z tego wywiązywać.

Pan jednak wybory przegrał. Może mówienie otwarcie tego co się myśli nie stanowi pożądanego kapitału wyborczego?

Każdy ma jedno nazwisko i jedną twarz. Dziwię się, że ludzie o tym zapominają. Dla mnie wybory nie były wyścigiem do fotela prezesa i celem samym w sobie, za wszelką cenę. W moim wypadku wygrana poprzez manipulację, obiecywanie kilku osobom tych samych stanowisk, nie wchodziła w grę. Ostatecznie takie działania zawsze uderzają w całe środowisko. Uważam, że funkcja prezesa Polskiego Związku Judo to wielki zaszczyt i jeszcze większa odpowiedzialność. Do tej funkcji trzeba być przygotowanym przed wyborami, a nie zastanawiać się co zrobić po wyborach, gdy już się zostało wybranym. Dlatego też w grudniu 2016 miałem pozyskanego sponsora dla Związku i na mistrzostwa Europy, które odbyły się w kwietniu, w Warszawie. Nie ukrywałem też nazwisk, moim zdaniem, wybitnych trenerów już z osiągnięciami wynikowymi, którzy mieli objąć stanowiska szkoleniowców kadr narodowych. Było to uczciwe wobec wyborców i eliminowało możliwość niedomówień, z którymi obecnie mamy do czynienia. Jako jedyny kandydat na stanowisko prezesa, w całej historii wyborów w polskim judo, podałem pełen proponowany przeze mnie zarząd, jeszcze przed głosowaniem, po to żeby nie było niedomówień i niejasności. Nie wstydziłem się tych ludzi i ich nie ukrywałem. Przed wyborami odrzuciłem też możliwość układania się z innymi kandydatami, aby nie wiązać się żadnymi zobowiązaniami. Nie znaczy to, że zamknąłem się na współpracę z tymi, którzy chcieliby pracować na wyniki sportowe i polepszenie jakości naszego judo.

Jak oceni Pan start naszych reprezentantów na mistrzostwach Europy w Warszawie i organizację imprezy, która miała być wizytówką PZJudo?

Sama impreza była zorganizowana przyzwoicie, choć jak dla mnie nie wykorzystano między innymi szansy na promocję judo, bo w mediach na temat mistrzostw było stosunkowo cicho. Niestety znowu dużo głośniej niż o sukcesach jest o brudach naszej dyscypliny. Ciężko jest pracować nad poprawą wizerunku, jeśli decyzje i działania garstki osób niszczą ciężką pracę całego środowiska.
Indywidualny start Polaków na własnym terenie bez medalu i tylko dwa piąte miejsca ciężko uznać za udany. Dla mnie najważniejsza rolą związku jest zapewnienie ciągłości szkolenia i na to na nim trzeba się głównie koncentrować. Gdyby nie reprymenda ministerstwa sportu, zawieszenie szkolenia pewnie trwałoby jeszcze dłużej. Praca z zawodnikami musi być dobrze zaplanowana i wykonywać ją powinni najlepsi trenerzy, do których sami sportowcy mają zaufanie. Istotna jest też atmosfera w kadrze. A ta obecnie niestety nie jest najlepsza. W takich warunkach będzie bardzo ciężko o sukces w przyszłości. Oczywiście od wyborów minęły dopiero cztery miesiące, ale moim zdaniem w kwestii szkolenia mogło się wydarzyć dużo więcej. Na całe szczęście nasze dziewczyny wywalczyły srebrny medal drużynowo i chwała im za to, bo nie zakończyliśmy mistrzostw z pustymi rękoma.

Czy polskie judo w Pana opinii da się uratować?

Oczywiście, ale to bardzo długi, wieloletni proces, który trzeba dobrze zaplanować i krok po kroku realizować. Musimy również zacząć siebie szanować i być uczciwymi wobec siebie. Ostatnie dni niestety jeszcze bardzie podzieliły nasze środowisko i jeśli nic nie zrobimy konflikty, będą się pogłębiać. Potrzebujemy uczciwości w działaniu i w słowach. Nie zgadzam się z powszechną opinią, że polskie judo sięgnęło dna i gorzej być już nie może. Otóż ja uważam, że może i to pod względem sportowym jak i moralnym, ale chciałbym żebyśmy nie musieli się o tym przekonywać. A więc wszystko w naszych rękach i głowach.

Jest takie przysłowie, że jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. Może jeszcze za krótko jest Pan działaczem?

Przed wyborami niektóre osoby zarzucały mi brak doświadczenia, które między innymi jest związane z moim wiekiem. Często też mówiono mi wprost, że jestem naiwny, gdyż wierzę w uczciwe stawianie sprawy, a nie rzucanie obietnic bez pokrycia. Wręcz spotykałem się z pogardą i wyniosłością, bo jestem naiwny i nie wiem jak się załatwia interesy. A ja mimo wszystko nie ugiąłem się do końca, czyli do samych wyborów mówiłem, że białe jest białe, a czarne – czarne. Dzisiaj z perspektywy czasu nadal nie zmieniam zdania. Uważam, że trzeba prawdziwie rozmawiać z ludźmi, szukać sposobów, dobrych rozwiązań. Niestety sytuacja jaka w tej chwili panuje w środowisku pokazuje, że to ja miałem racje. Nie mam z tego satysfakcji. Jest mi po prostu cholernie przykro, że kolejne miesiące pracują na niekorzyść naszego sportu. Podczas kwietniowych mistrzostw Europy rozmawiałem z kolegami, z którymi rywalizowałem na macie jako zawodnik. Mam tu na myśli prezydenta gruzińskiej federacji judo 34-letniego Davida Kevkhishviliego, który piastuje tę funkcję od wielu lat oraz z 39-letnim Turkiem Sezerem Huysuzem, który także obecnie stoi na czele swojej federacji. W ich krajach nikomu ich wiek nie przeszkadzał.

Część 2. Wiłkomirski: Jestem w stanie stanąć i obronić każde słowo z tego wywiadu.

źródło: http://www.grapplerinfo.pl

zdjęcie za zgodą K.Wiłkomirski (Facebook)