Mamy szansę działać wspólnie dla dobra polskiego JUDO

Znakomity sędzia Sławomir Kownacki jest jednym z kandydatów na nowego prezesa Polskiego Związku Judo. Wybory odbędą się 8 marca podczas kongresu tej organizacji. Wrocławianin, jeśli zostanie prezesem, zamierza pogodzić skłócone środowisko polskiego judo, a także przekonać ministerstwo sportu, że Polski Związek Judo wcale nie jest bankrutem i do końca 2016 roku zlikwiduje swój dług.

Jaki jest Pana program naprawczy?

– Trudno mi mówić o jakimś długofalowym programie, ponieważ jesteśmy w sytuacji, kiedy przerwano czteroletnią kadencję zarządu, który miał konkretne plany. Część z nich została wdrożona i nie ukrywam, że chciałbym dokończyć to co zostało rozpoczęte i to co zaowocowało sukcesami sportowymi, ale też sukcesami organizacyjnymi. Natomiast absolutnie nie chciałbym robić żadnej rewolucji, ponieważ jesteśmy w połowie cyklu kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. Na dziś w igrzyskach w Rio de Janeiro wystartowałoby sześcioro naszych zawodników i powinniśmy co najmniej tę liczbę utrzymać do końca kwalifikacji.

Jakie główne cele chce Pan osiągnąć jako prezes Polskiego Związku Judo?

– Jeśli środowisko obdarzy zaufaniem moją osobę i zarząd, który będę chciał stworzyć, w pierwszej kolejności zabiorę się za zmianę statutu PZJudo i dostosowanie go do wymogów stawianych przez ministerstwo, a przede wszystkim dostosowanie go do realiów zarządzania związkiem. To konstrukcja prawna statutu była przyczyną podważenia wyborów przeprowadzonych dwa lata temu – wybory obarczone wadą prawną w konsekwencji doprowadziły do wprowadzenia kuratora do PZJudo.

Co ponadto?

– Kwestia komisji dyscyplinarnej, uchwalenie regulaminu funkcjonowania tej komisji. W ostatnich latach mieliśmy sytuacje, które kwalifikowały się, aby komisja się tym zajęła, niestety brak regulaminu zatwierdzonego przez ministerstwo spowodował, że pewne rzeczy pozostały bez konsekwencji i dalszych działań.

Czy w raporcie z ministerstwa na temat sytuacji w PZJudo wyszczególniono inne sprawy wymagające zmian?

– Niestety ten raport sporządzono w formie skróconej bardzo wybiórczo i tendencyjnie. Na polecenie pana kuratora Mariusza Radziewskiego dokument przygotowali jego koledzy z ministerstwa, na dodatek byli podwładni. Osobiście nie znajduję w nim rażących rzeczy.
Związek na pewno nie jest bankrutem, a jego zadłużenie nie jest zatrważające. Wynosiło ono na koniec 2013 roku 900 tysięcy złotych. Przypomnę, że zadłużenie w roku 2012 urosło do kwoty 1 miliona 300 tysięcy. I wówczas ministerstwo nie podejmowało żadnych działań, przyjmując i zatwierdzając sprawozdania od zarządu oraz przekazując kolejne dotacje. Dziwi fakt, że teraz gdy z każdym rokiem jest ono mniejsze zrobił się wokół tego „medialny problem”. To są ewidentnie działania mające podważyć wiarygodność zarządu, który dotychczas funkcjonował.
Pragnę zaznaczyć, że w roku 2013 ponad 300 tysięcy zostało z tej straty odrobione, a w roku 2014 znów odrobiliśmy 400 tysięcy. Teraz więc zadłużenie wynosi około pół miliona złotych. Zrobię wszystko, aby tendencja jego likwidacji utrzymała się i jestem pewien, że rok 2016 zakończymy już bez długu. Jak widać nie może być mowy o bankrutującym związku, o tragedii finansowej.

Pora pochwalić się sukcesami za kadencji prezesa Wiesław Błacha.

– Powstały Szkoły Mistrzostwa Sportowego, reaktywowano wiele ośrodków szkolenia w dużych miastach. Chcemy tak działać, aby w przyszłości struktura szkoleniowa polskiego JUDO opierała się na piramidzie tworzonej w okręgach i regionach, przez trenerów – pasjonatów, którzy tam pracują i doskonale znają swoje środowisko i którzy są w stanie poświęcić czas młodym ludziom. Tylko przy takiej strukturze jesteśmy w stanie przełamać brak sukcesów na igrzyskach od 1996 roku. Wówczas wywalczyliśmy ostatnie medale olimpijskie. I dotąd czekamy, ale nie dlatego, że mamy gorszych trenerów czy młodzież.

No to jaka jest tego przyczyna?

– Wszystkie sporty walki ucierpiały gdy wprowadzano nowe zasady funkcjonowania klubów sportowych. JUDO było zakorzenione w ośrodkach związanych ze służbami mundurowymi oraz centrach akademickich. Mieliśmy bardzo mocny pion gwardyjski, bardzo mocne kluby wojskowe i akademickie. Właśnie te kluby dostarczały zawodników, którzy odnosili sukcesy na międzynarodowych imprezach najwyższej rangi. Ale po 1991 roku zaczęły się zmiany, a po 1996 w zasadzie przestało istnieć finansowanie sportu w tych strukturach. Na szczęście powoli wracamy do tego dawnego modelu. Fajnie, że pion gwardyjski zauważa ten problem, a wojsko już odbudowało szkolenie w ramach swoich struktur. Mamy w tej chwili możliwość przekazywania młodych uzdolnionych ludzi do służby wojskowej i efekty tego już są widoczne. Choćby na przykładzie wrocławskich zawodników – Agaty Ozdoby i Łukasza Błacha.

Czy nie obawia się Pan, że w latach obecnych, kiedy także są kwalifikacje olimpijskie dług wzrośnie podobnie jak w 2012?

– Mamy przyznane już dotacje na rok 2015. Z informacji jakie upublicznił pan kurator wiemy, że jest to kwota ponad 4,6 mln złotych, czyli de facto już na starcie o 1 milion większa niż ta, którą dysponowaliśmy w roku ubiegłym. Do tego prowadzimy działania, dzięki którym pozyskiwaliśmy środki w poprzednich latach i mam nadzieję, a nawet pewność że będzie tak również w 2015 i 2016 roku.

No ale o waszym związku mówi się, że zamiast wspólnej pracy, trwają tam wewnętrzne swary i kłótnie. Postrzegany jest jako istne „kłębowisko żmij”.

-Jestem przekonany, że wybór mojej osoby na prezesa PZJudo ustabilizuje sytuację w relacjach pomiędzy związkiem a ministerstwem. Nie ukrywam, że te wewnętrzne waśnie prowadzone w ramach PZJudo, przełożyły się na postrzeganie dyscypliny i związku przez ministerstwo. Niewątpliwie wpłynęło to także w jakiś sposób na wielkość dotacji, które otrzymywaliśmy. Zamierzam po wygranych wyborach spotkać się z panem ministrem i innymi osobami odpowiedzialnymi za sport w Polsce i mam nadzieję, że uda mi się przekonać ich do tego, abyśmy współpracowali. Ale nie zamierzamy utrzymywać się wyłącznie z dotacji. Pozyskujemy środki własne. Medal Kasi Kłys na mistrzostwach świata pokazał, że nasza dyscyplina może być interesująca dla potencjalnych sponsorów. Czas na to, aby JUDO jako dyscyplina sportu najbliższa mojemu sercu, zyskało właściwe miejsce na mapie świadomego budowania produktu sportowego w naszym kraju.

A macie jakiegoś stałego sponsora?

– Niestety związek nie ma podpisanej żadnej umowy. Związek pozyskiwał środki celowe na konkretne imprezy, a nie całościowo. Działo się to najczęściej dzięki interpersonalnym powiązaniom członków zarządu. Nie są to kwoty, które można byłoby uznać za stałe finansowanie. To lekcja do odrobienia dla nowego zarządu.

No dobrze. Z ministerstwem się Pan dogada, ale jak zamierza Pan doprowadzić do zgody w środowisku. To w ogóle możliwe?

– Na pewno. Najlepszym przykładem jest Dolny Śląsk i kluby tutaj funkcjonujące. We Wrocławiu mamy Gwardię, AZS, Śląsk, Juvenię, oraz razem z terenem kilkadziesiąt pomniejszych klubów i UKS-ów. To wcale nie jest środowisko „wydrążone z jednego pnia”, a mimo to można się porozumieć. Wszyscy spotykają się na treningach w obiekcie przy ulicy Poznańskiej. To przekłada się na wynik, bo młodzież widząc wspólne działanie jest lepiej zmotywowana wewnętrznie do treningów.

Ale w samej związkowej centrali nie możecie się dogadać.

– Boli mnie to, że to nasze środowisko jest tak podzielone i za podstawowy cel stawiam sobie jego skonsolidowanie. Miałem przyjemność współpracować w zarządzie z byłym prezesem Andrzejem Falkiewiczem, z kandydatami na prezesa: Juliuszem Kowalczykiem, Michałem Adamcem, Ryszardem Janiszewskim. To są ludzie oddani naszej dyscyplinie, ludzie którzy także myślą o jej rozwoju. Inaczej patrzymy na pewne sprawy, inaczej oceniamy niektóre zdarzenia, ale myślę, że kiedy siądziemy razem, to się dogadamy. Jestem gotowy i otwarty na wszelkie formy współpracy z nimi, a także innymi osobami. Robimy to dla dobra polskiego JUDO, to nasz nadrzędny cel.

Co jest takiego w statucie, że ministerstwo nie chce uznać za ważny kongresu jaki odbył się w 2012 roku?

– Ordynacja wyborcza, która narzuca członkom wybór delegatów poprzez walne zgromadzenia. Jest to w wielu przypadkach praktycznie niewykonalne ponieważ istnieją kluby wielosekcyjne, które choćby ze względu na swoje wewnętrzne przepisy nie są w stanie zwoływać walnego zgromadzenia całego klubu tylko i wyłącznie po to, aby wyznaczyć delegatów na kongres PZJudo. A właśnie taki zapis w naszym statucie przyczynił się do tego, że kongres w 2012 był obarczony wadą prawną. Zresztą najbliższy kongres, który odbędzie się w marcu także będzie obarczony tą samą wadą. Bo statut nie został zmieniony. I jeśli ktoś bardzo będzie chciał drążyć ten temat to w końcu dojdzie do takiego samego wniosku, że część delegatów nie zostało wyznaczonych przez walne zgromadzenia swoich klubów czy stowarzyszeń. Dlatego ten zapis należy usunąć. Jest też kwestia dotycząca ilości delegatów. W dzisiejszej ordynacji wyborczej każdy klub, który jest zarejestrowany w PZJudo i każde stowarzyszenie mają po jednym glosie. Głosują więc tzw. „martwe dusze”, czyli ludzie nie uczestniczący w pracach i życiu związku, a w okresie wyborczym będący przedmiotem rozgrywek związanych z uzyskaniem poparcia dla tej czy innej grupy.

Czemu statut nie został zatwierdzony w 2014 roku?

– Wysłaliśmy do ministerstwa projekt statutu, projekt wspólnie przygotowany z kolegami z obecnej „opozycji”. Ten statut miał być zatwierdzony na kongresie w czerwcu 2014 roku. Takie było uzgodnienie z ministerstwem. Planowano zwołać kongres w celu wybrania nowego zarządu, ale w czerwcu doszło do zerwania kongresu statutowego. Grupa, która w tym momencie miała zdecydowanie większą ilość delegatów uznała, że zwołanie kongresu było nieważne i w efekcie tego ministerstwo wystąpiło do sądu i został ustanowiony kurator. Zupełnie niepotrzebna sytuacja, bo wydawało nam się, że osiągnęliśmy porozumienie. Przecież rozmawialiśmy w gronie wszystkich zainteresowanych, czyli zarówno tych klubów, które złożyły potem protest jak i tych, które się z nim nie zgadzały.

Nie obawia się Pan, że teraz będzie podobnie. Statutu przed kongresem, który odbędzie się 8 marca nie zmieniliście, bo nie mogliście tego zrobić. Więc jeśli wygra opozycja, to wszystko będzie w porządku, bo nikt nie będzie głośno krzyczał o nieprawidłowościach. Natomiast jeśli Pan zwycięży, to opozycja znów podniesie krzyk, że kongres był nieważny, bo nie usunięto tej wady prawnej, o której Pan wcześniej wspomniał?

– Po to jest kurator, żeby do takiej sytuacji nie doszło. Pan Radziewski, który teraz jest kuratorem był obecny jako delegat w 2012 roku na kongresie i wówczas, choć jest prawnikiem nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości. Komisja wyborcza powołana przez większość, którą de facto tworzyła opozycja także nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości. Dopiero kiedy wybrano Wiesława Błacha zostały podniesione argumenty, że kongres został obarczony wadą prawną. Chcę wierzyć, że sytuacja teraz się nie powtórzy, że nie jest to działanie celowe.

A jak przekona Pan ministerstwo, że nie jesteście bankrutem?

Pokażmy budżety PZJudo od 2004 do 2014 i łatwo zweryfikujemy naszą działalność. Bo teraz nigdzie nie mówi się jak bardzo zarząd ograniczył wydatki. Europejska Unia Judo powierza nam organizację najważniejszych imprez, co nie jest bez znaczenia dla budżetu związku. Ostatnie młodzieżowe mistrzostwa Europy we Wrocławiu zostały bardzo wysoko ocenione zarówno przez prezydenta Sergeya Soloveychika, jak i cały dyrektoriat Unii. Było tu 26 jej przedstawicieli. Nigdy w dotychczasowej historii polskiego JUDO nie przyjechało do nas tak wiele osób na imprezę rangi mistrzowskiej.
Rozmawiał:
Andrzej Lewandowski „Słowo Sportowe”.
http://www.slowosportowe.pl – e-wydanie.